kulinaria

sobota, 21 maja 2016

Coffeelovers




Oj, dawno mnie tutaj nie było...
Z kilku przyczyn, lecz wszystkie sprowadzają się do braku czasu. Nie miałam też zwyczajnie nastroju, gdyż myśli były pochłonięte maturą mojego syna. Teraz, kiedy jest już po i czekamy na wyniki, chętnie podzielę się z Wami moimi wrażeniami związanymi z najnowszym odkryciem. Ale o tym za chwilę.




Do kawy pałam miłością bezwarunkową od -nastego roku życia. Piłam kawę już w liceum i smakowała mi od zawsze. Zdarzało mi się wypijać w pośpiechu rozpuszczalną, jednak nigdy nie stanowiło to dla mnie jakiejś szczególnej przyjemności.


Prawdziwą satysfakcję czułam jedynie pijąc kawę naturalną. Ze zmielonych ziaren. Początkowo był to napój parzony wrzątkiem, ale prawdziwy przełom i rozkosz zapoczątkował zakup kawiarki. Takiej zwykłej do postawienia na gazie lub płycie elektrycznej. 




Moja jest już nieco sfatygowana i wysłużona, bo ma ładnych parę lat, ale wciąż niezmiennie dobrze spełnia swoją funkcję. Kawa z niej jest aromatyczna i delikatna. Ale człowiek lubi poszukiwać nowych rozwiązań i udoskonalać to, co prawie doskonałe.



Moim ostatnim odkryciem jest sklep internetowy współpracujący z palarniami kawy. Zamówiłam kawę z jednego z nich i ... przepadłam! Kiedy otrzymałam przesyłkę, zaparzyłam pierwszą filiżankę...
To jest rozkosz, przygoda! Kto nie próbował, może mieć problem z wyobrażeniem sobie, o czym mowa. Kawa z posmakiem suszonej żurawiny, czerwonego grapefruita i świeżo upieczonej bułki... Smak jest tak subtelny i głęboki... Ubolewam tylko, że mimo całej gamy zalet, jest to jednak używka i nie mogę jej pić w większych ilościach... 






Sklep ten został przeze mnie znaleziony dzięki Instagramowi. Nazywa się MojeEspresso

Zmykamy z Zuzkiem na swoją chwilę przyjemności:)










niedziela, 10 kwietnia 2016

Z miłości do drewna...




Zawsze lubiłam naturalne kolory. Nazywałam je "kolorami Ziemi". Zawsze byłam trochę na bakier z pastelami, a intensywne barwy kocham... jedynie w kwiatach. 




Ubrania? Gdy spoglądam do swoje szafy, widzę jedynie szarości, beże, biel i brązy plus nieśmiertelny dżins. 


Podobnie sprawy się mają, jeśli chodzi o urządzanie mieszkania. W naszym wnętrzu dominują: biel, szarość i beż. Białe ściany, białe meble, drewniane podłogi i szare kanapy. 






Jasne wnętrze działa na mnie uspokajająco i tutaj mogę odpocząć. Do tego wszystkiego biała ceramika, włóczkowe sploty, odrobina wikliny i naturalne drewno, choćby jako guziczki przy poduszkach.




Zauważyłam, że moją uwagę przykuwa wszystko, co drewniane,... 
A więc...
Przytaszczyłam do domu drewniany pieniek, który stał się meblem.








Na porządku dziennym są drewniane deseczki, łyżeczki, podkładki...
























Przeglądając zdjęcia na Instagramie, trafiłam na kilku wspaniałych rzemieślników pracujących z drewnem. Artystów - rzemieślników. Mój zachwyt wzbudziła przemiła pani Ewa z Willove, która piękne, jasne drewno łączy z wikliną. Oczywiście nie mogłam się oprzeć temu cudnemu pojemnikowi na chleb, który może spełnić w domu różne funkcje, w zależności od potrzeb.













 Oprócz przepięknych gustownych wyrobów z wikliny i drewna zachwyciła mnie także pomysłowość pani Ewy przejawiająca się w nazwie firmy: Willove, połączenie wierzby i miłości. Dla mnie mistrzostwo!

Nie wiem, czy to już przesada, ale podoba mi się... Sprawiłam sobie także przepiękny, drewniany naszyjnik, jak przystało na miłośniczkę kawy z maleńką drewnianą filiżanką od innej miłej osoby, która tworzy drewniane cudeńka: Manemis




 Jestem szczęśliwa, że w moim otoczeniu pojawia się coraz więcej drewnianych akcentów. Lubicie otaczać się przedmiotami, które wydają się Wam piękne? Jakie materiały wybieracie?



wtorek, 19 stycznia 2016

Domowe pielesze - najlepsza terapia.

Witajcie,
w ostatnim czasie czułam się niezbyt dobrze. Miałam wrażenie, że mój układ nerwowy jest przeciążony i że przestaję radzić sobie z codziennością. I wtedy dopadło mnie przeziębienie. To było zbawienne. Pobyt w domu i czas dla siebie dużo mi dały. Odpoczęłam, poukładałam w głowie kilka spraw, miałam czas na lekturę i spokojne wypicie kawy i zregenerowałam się. Snując się po domu zrobiłam kilka zdjęć, bo w styczniu tylko przedpołudniowe światło daje taką możliwość.

W tym czasie cieszyłam się drobnymi zakupami do domu, które zrobiłam jeszcze, zanim się przeziębiłam.







Syciłam oczy świeżymi kwiatami, które o tej porze roku są wyjątkowo miłym akcentem.




Spokój i to, że niczego nie musiałam sprawiły, że ogromną przyjemność czerpałam z nieśpiesznej kawy i lektury. 





Mimo choroby jestem zadowolona z tego czasu, który widocznie był mi potrzebny.