kulinaria

środa, 29 lipca 2015

Wakacyjne śniadanko

Dotychczas w naszym domu najczęściej w niedzielne bądź wakacyjne poranki gościły naleśniki lub omlet. Dziś jednak zapragnęliśmy po raz pierwszy przygotować pancakes. Wyszły wyśmienite, a co najlepsze - są niebywale łatwe do wykonania. Naprawdę polecam.


Gdybym miała je do czegoś porównać, powiedziałabym, że nieco przypominają w smaku gofry, lecz są bardziej puszyste i maślane.



Tutaj jeszcze ich przybywało...



Zachwyciła mnie prostota i smak tego śniadania, więc podaję przepis.


Składniki:
2 szklanki mąki pszennej
1 i 1/2 szklanki mleka
1/2 szklanki cukru
1/4 kostki masła
2 jaja
2 łyżeczki proszku do pieczenia
odrobina soli

Sposób przygotowania:
Rozpuścić masło i odstawić do przestygnięcia. W miseczce wymieszać mąkę, cukier, proszek do pieczenia i sól. W drugim naczyniu rozbełtać jaja z mlekiem, dodać przestudzone masło. Połączyć zawartość obu naczyń, tak aby nie było grudek. Wykładać łyżką na mocno rozgrzaną patelnię. Piec bez dodatku tłuszczu.



Niestety, nie mieliśmy w domu syropu klonowego, ale z konfiturą z czerwonej porzeczki też były pyszne. Próbowaliśmy też z miodem - dla mnie niezbyt smaczne, mdłe. Z czystym sumieniem mogę polecić to proste i naprawdę smaczne śniadanie.


Jutro wyruszamy na wakacje. Postaram się zdać relację z podróży do Chorwacji. Nie jest to moja pierwsza wyprawa na Bałkany, a Chorwacja w moim odczuciu to miejsce, do którego chce się wracać. Już nie mogę się doczekać...







sobota, 25 lipca 2015

Kokosowe panaceum

Zostałam fanką oleju kokosowego. Wiem, że wiele z Was już próbowało tego cuda, ale jeśli nie, przygodę czas zacząć!
Olej kokosowy nie wygląda jak olej. Raczej jak smalec.



 Ale już w temperaturze 25 stopni przyjmuje płynną konsystencję.



 Jest cudowną substancją, bo w jednym słoiczku mamy zamknięty kosmetyk i produkt żywnościowy. Do czego można go wykorzystać?
1. Dla mnie numer jeden jako codzienny balsam do ciała. Świetnie rozprowadza się na skórze, dość szybko wchłania, nie uczula, doskonale nawilża i lekko natłuszcza skórę, wygładza i zmiękcza. Czego chcieć więcej?
2. Można go z powodzeniem stosować jako preparat po opalaniu, na podrażnioną, zaczerwienioną skórę, gdyż łagodzi podrażnienia i koi.
3. Nadaje się na balsam do stóp. Zmiękcza naskórek i nawilża.
4. Najlepszy ze wszystkich olejów do smażenia. A to za sprawą wysokiej temperatury dymienia. Smażenie samo w sobie już nie jest zdrowe, ale jeśli już decydujemy się na taką formę przetwarzania żywności, polecam olej kokosowy.
5. Można stosować go do jako składnik dressingu do sałatek.
6. Ma właściwości przeciwgrzybicze i antybakteryjne, połączony z odrobiną sody i olejku mentolowego nadaje się więc do czyszczenia zębów.



W Internecie jest mnóstwo opracowań na temat składu chemicznego oleju kokosowego oraz jego różnorodnych zastosowań, ja jednak chciałam podzielić się z Wami osobistymi doświadczeniami związanymi z tym eliksirem:). Może tylko na marginesie dodam, że znalazłam informacje o następujących dobroczynnych właściwościach oleju i sposobach jego zastosowania:
- do smarowania chleba
- do ciast i deserów
- może wspierać leczenie chorób Alzheimera i Parkinsona
- zwalcza trądzik
- nadaje się do opalania zamiast filtru SPF 10
- reguluje poziom cukru we krwi
- wspiera sportowców w odbudowie masy mięśniowej
- jest wskazany przy odchudzaniu

Wakacje trwają. Dla mnie olej kokosowy jest odkryciem sezonu. Pakuję do walizki jeden słoiczek i oszczędzam miejsce, bo wiozę 3 w 1.

piątek, 24 lipca 2015

Ballada o pomidorach



Lubicie pomidorową?
Ja też. Jest to także zupa, którą wybiera większość dzieci. Chciałabym podzielić się moim przepisem na przepyszna letnią pomidorówkę. Dlaczego letnią? Bo ze świeżych pomidorów, a te tylko w lecie są naprawdę smaczne.



Składniki:
pęczek włoszczyzny
1/2 kg wołowiny
1 kg dojrzałych pomidorów
łyżka masła
3 l wody
kubeczek śmietany
sól, pieprz, odrobina cukru do smaku

Sposób przygotowania:
Umytą i pokrojoną na części wołowinę gotuję, aż zmięknie. Włoszczyznę obieram i dodaję do mięsnego wywaru. Pomidory kroję na cząstki. Na patelni roztapiam masło i wrzucam na nie pomidory. Prużę, aż zmiękną, a następnie blenduję. Bulion przecedzam i doprawiam solą, pieprzem i cukrem. Pomidory dodaję do zupy i zagotowuję. Gdy nieco przestygnie, zabielam śmietaną. Przestudzone mięso siekam, ugotowaną marchewkę kroję w plasterki i dodaję do zupy. Podaję z makaronem, ozdobioną listkami bazylii.




Tak przygotowaną pomidorówkę mogę pochłonąć w każdej sytuacji, miejscu i czasie. Aż wstyd.










Pomidory są jednym z niewielu warzyw, a właściwie owoców, które podczas gotowania zyskują na wartości odżywczej. A wszystko to zasługa likopenu, cudownego i niezbędnego przeciwutleniacza, który jest niezastąpiony w profilaktyce raka. Również osoby zagrożone chorobami serca, wylewem i zawałem, powinny jeść duże ilości pomidorów. Likopen oczywiście znajduje się także w innych roślinach, np. papryce, arbuzach czy owocach dzikiej róży, jednak jest to ilość nieporównywalnie mniejsza niż w stosunku do tej w pomidorach.



Postscriptum: Pomidory zawierają także mnóstwo innych cennych składników, np. potas, wapń, witaminę K, witaminę A, a więc wspierają prawidłowe funkcjonowanie układu kostnego, krążenia, a także pozytywnie wpływają na wzrok.

Jedzmyż więc POMIDORKI!!!


czwartek, 23 lipca 2015

Madziarskie reminiscencje, part 2 - Eger



Podczas mojej wycieczki na Węgry najlepiej poznałam miasteczko w północnej części kraju - Eger. Nazwa ponoć oznacza "czarny bez". Jak wcześniej wspominałam, nie znam węgierskiego - wierzę pilotowi na słowo:).
Miasto to wyróżnia się bardzo ciekawą zabudową skupioną wokół rynku - Placu Dobo - i kameralną atmosferą. Myślę, że najlepszą tego ilustracją będą moje zdjęcia:






Na obrzeżach Egeru znajduje się ponad 200 winnic ze szlachetną pleśnią biorącą udział w dojrzewaniu wina. Okolica ta - z wiadomych przyczyn - nazwana została Doliną Pięknej Kobiety;). 


W każdej z winnic jest możliwość zakupienia wina, także po wcześniejszej degustacji. Oczywiście zaopatrzyłam się dwa gatunki, bo są po prostu pyszne! Najbardziej zasmakowały mi: białe półsłodkie "Ottonel Muskotaly" oraz czerwone słodkie "Medina". 

Cowieczornym rytuałem była lampka najbardziej popularnego i najzdrowszego ze względu na ogromną ilość resweratrolu winka - Egri Bikaver (Bycza Krew).



Będąc w lipcu w Egerze, warto wybrać się na festiwal z okazji święta węgierskich win, czyli Dnia św. Donatiusa, podczas którego odbywają się różnorodne konkursy, koncerty i inne programy kulturalne. Oto kilka fotek z festiwalu, który w tym roku odbywał się w terminie 9 - 12 lipca. 






Królowały oczywiście wina, ale...
nie zabrakło także drobnych przekąsek




oraz dekoracji do domu

Porcelanowe kwiaty






Mimo że mowa o festiwalu wina, śmiało mogę powiedzieć: na straganach jest mydło i powidło:)



Cóż, żegnam się już z Węgrami, będę miała miłe wspomnienia z kraju słusznie kojarzonego z winem i papryką.

Na koniec jeszcze tylko dodam, że zwiedziłam trzy baseny ze źródłami termalnymi. Jeśli miałabym polecić któryś kompleks - wybór padłby na ten w Egerze. Jest tam najwięcej możliwości i wszystkie atrakcje.










środa, 22 lipca 2015

Barszcz czy nie barszcz?

Kilka tygodni temu media obiegła wiadomość o niebezpiecznej roślinie - barszczu Sosnowskiego.
Jest ona zagrożeniem, ponieważ jej sok wywołuje zmiany na skórze przypominające oparzenia. Jeśli ktoś nie wie, jak ta roślina wygląda, może nieświadomie narazić się na niebezpieczeństwo, ponieważ kontakt z barszczem Sosnowskiego nie daje natychmiastowych dolegliwości. Oparzenia pojawiają się dopiero po wystawieniu skóry na słońce, a może to mieć miejsce na przykład dopiero wtedy, gdy kontakt z rośliną miała znaczna powierzchnia naszego ciała.
Barszcz Sosnowskiego jest zaliczany do roślin inwazyjnych, tzn. że trudno się go pozbyć i łatwo się rozrasta. Wygląda mniej więcej tak:

źródło

Jedną z jej cech charakterystycznych są kwiaty skupione w płaskie baldaszki. A liście barszczu Sosnowskiego wyglądają tak i jest to bardzo ważna informacja, warto zawsze zwrócić uwagę na ich kształt.



Chciałabym jednak podkreślić, że istnieje kilka roślin, które barszczem Sosnowskiego nie są, ale nieco go przypominają. Na przykład barszcz Mantegazziego. Równie niebezpieczny jak jego poprzednik. Na pierwszy rzut oka łatwo zauważyć, że obie rośliny różnią się wyglądem liści.


Natomiast arcydzięgiel jest rośliną leczniczą, a ponadto chronioną. Kwiatostany arcydzięgla są kuliste.


Bardzo popularny na łąkach i nieużytkach szczwół plamisty, jedna z najbardziej trujących roślin z rodziny selerowatych:



Inna roślina z tej samej rodziny to pasternak zwyczajny - na łąkach i w ogrodach traktowany jako uciążliwy chwast, jednak nie jest niebezpieczny, a jego korzeń jadalny:



I oczywiście poczciwy i niezastąpiony do kiszenia ogórków oraz mający zastosowanie w ziołolecznictwie - koper włoski:-) :


Jak widać, natura daje nam całe bogactwo roślin, a umiejętność ich rozróżniania pozwala wykorzystywać je w należyty sposób lub omijać szerokim łukiem:)
Przeanalizowałam sporo artykułów na temat barszczu, jakie pojawiły się w Internecie i z przykrością stwierdzam, że wiele z nich jest opatrzonych niewłaściwymi zdjęciami, np. dzięgla. Przyjrzyjmy się zatem uważnie tej poczciwej roślince i oszczędźmy ją i swoje nerwy :-)


wtorek, 21 lipca 2015

Run, Gosia, run!!!

Czy lubię biegać?
I tak, i nie. Bywa, że lubię, a czasami zwyczajnie zmuszam się. Dlaczego? Ponieważ bo bieganiu zawsze czuję się świetnie, nawet jeśli przed mam ochotę wyć ze złości, zmęczenia czy czegokolwiek.
Lubię bieganie za to, że nie wymaga dużych nakładów finansowych. Tak naprawdę jest potrzebna tylko jedna bardzo ważna rzecz: dobre buty. Oczywiście nie muszą być z najwyższej półki, ale bardzo wygodne i przeznaczone do biegania.


Jasne, że dla niektórych doskonałym udogodnieniem będą funkcyjne koszulki, spodenki i skarpetki, ja mam jednak z tym problem. Materiał, z których są wykonane, jest dla mnie nieprzyjemny w dotyku, więc zawsze biegam w ubraniach bawełnianych. Ale - co kto lubi.

No i oczywiście potrzebujemy skrawka łąki czy lasu z drogą. Po miejskich, betonowych czy asfaltowych drogach nie polecam biegać. Moja trasa wygląda tak:



i tak: 



A wokół rozpościerają się takie - zwykłe, polskie pejzaże:



Moja przygoda z bieganiem rozpoczęła się przed dwoma laty. Nie byłam pewna, czy jest to aktywność, którą polubię. A dziś wiem, dlaczego udało mi się wytrwać:
1. Postanowiłam, że buty do biegania kupię dopiero wtedy, gdy "połknę bakcyla". Zakupiłam je dopiero po pół roku, a wcześniej biegałam w trampkach.
2. Nie próbowałam przebiec nawet najmniejszego dystansu bez zatrzymywania. Zastosowałam metodę dla początkujących: minuta biegu - minuta marszu - minuta biegu itd. Stopniowo wydłużałam czas przeznaczony na bieganie wg schematu: 2 minuty biegu - minuta marszu - 2 minuty biegu. I nagle, któregoś dnia poczułam, że nie chcę już maszerować. Coś we mnie krzyknęło: "Run, Gosia, run!".
3. Jeśli to tylko możliwe, czyli w czasie urlopu, w weekendy - biegam rano, przed śniadaniem. Mam wtedy więcej energii i jest to doskonały sposób na rozbudzenie organizmu. Nawet kawki już tak bardzo się nie chce.
4. W dni pracujące biegam tuż przed posiłkiem - w moim przypadku jest to obiadokolacja.
5. Zauważyłam, że bieganie bardzo dobrze robi na głowę:). Łatwiej jest zresetować umysł i odciążyć go od galopujących myśli.

Biegajmy więc! Run, run, run!

Madziarskie reminiscencje, part 1

Kilka dni temu wróciłam z kilkudniowej podróży na Węgry. Chciałabym podzielić się z Wami swoimi spostrzeżeniami. Ponieważ nie promuję żadnego biura podróży:), mogę Wam wyznać całkiem szczerze, jakie są moje odczucia.
Taka pierwsza refleksja: zachwyciłabym się, gdybym Węgry zwiedziła jako pierwszy kraj europejski. Mam jednak sporo doświadczeń z podróży w inne zakątki Europy, bardziej egzotyczne, więc nie przeżyłam typowego "łał!" Magiarorszag (nazwa węgierska) do złudzenia przypomina Polskę: rozległe równiny, środkowoeuropejski klimat, ale nigdzie indziej nie widziałam tylu przepięknych słonecznikowych pól.

Na Węgrzech zwykle czułam się bezpiecznie, jednak zdarzały mi się chwile zagubienia - do szału doprowadzało mnie przeliczanie pieniędzy ze złotówek na tysiące forintów i zupełnie obcy Europejczykom język, należący do grupy języków ugrofińskich. Uwierzcie, rodzime węgierskie słowa nie kojarzą się z żadnym z języków, jakich uczymy się w polskich szkołach.

Cóż to może znaczyć???
Ale pomijając takie drobiazgi, warto powiedzieć, co na Węgrzech jest godne uwagi.
Na pewno Budapeszt! Przepiękne miasto z licznymi mostami na Dunaju i jednolitą zabudową. Gmach Parlamentu z pewnością zrobi na Was wrażenie. I oczywiście wzgórze zamkowe, z którego rozpościera się wspaniała panorama miasta. W tej zabytkowej części zachwyciła mnie katedra z ceramicznym dachem.


No i oczywiście wspaniałe widoki rozpościerające się przed stojącymi na Wzgórzu Gellerta. Szczególnie po zmroku, gdy Budapeszt zaczyna migotać milionami świateł.
Właściwie Budapesztowi warto byłoby poświęcić osobny wpis, ale nie zrobię tego - Węgry są tak blisko, że zachęcam do osobistej wizyty w tym urokliwym mieście.

Do miejsc atrakcyjnych dla polskiego turysty na pewno należy zaliczyć baseny termalne znajdujące się w całym kraju. Węgry położone są w znacznej części na źródłach termalnych, z których Madziarowie zrobili doskonały użytek. Kraj usiany jest wręcz rozmaitymi kompleksami basenowymi, na których znajdują się ujęcia ze źródeł wapniowych, siarkowych i magnezowych. Korzystałam oczywiście ze wszystkich i jestem zachwycona. Siarka wspaniale wpływa na skórę i włosy, a magnez koi nerwy. To dlatego baseny magnezowe były przez nas nazywane "psychiatrykiem":)
Uwaga: Zdejmijcie srebrną biżuterię przed kąpielą w wodach siarkowych, gdyż ciemnieje, ba! czarnieje i trudno jest ją później wyczyścić!

Dla miłośników małych miasteczek z pewnością wspaniałą atrakcją będzie wizyta w Szentendre. Jest to miasto pełne wąskich, krętych uliczek, kafejek i lodziarni. Z mnóstwem zakamarków dla ciekawskich. Oto fotki z tego urokliwego miejsca:

Uwielbiam zaglądać w takie zakamarki


Jedno z malowniczych szendederskich (???) podwórek.


Cokolwiek to znaczy...

Wszędobylskie papryczki